Był to dzień jak co dzień w redakcji SpeedwayHero News. Dobijała godzina 10.00, wszyscy już wyszli. Zostałem tylko ja. Ja i laptop, na którym miałem napisać jakiś artykuł o świętach. Siedzę nad tym już bite 20 minut, a w arkuszu nadal widnieją tylko dwa słowa: „Opowieść Torowa”.
Miał to być fajny, klimatyczny świąteczny wpis. Wydaje się więc, że tematy najprostsze i wszystkim znane są takie jedynie z pozoru. Minęły kolejne 2 minuty a ja nie wiedziałem czy tytuł zakończyć wykrzyknikiem, czy kropką… A może jednak niczym? W końcu nie wytrzymałem. Wstałem, uderzyłem ręką w stół tak mocno, że nożyce z biurka redaktora johnego aż przemówiły. Sięgnąłem po telefon i mając już wszystkiego dość, zadzwoniłem do jedynej osoby, która mogła mi pomóc – do Umbalubamby.
Nie zdążyłem nawet wcisnąć zielonej słuchawki, a ten już stał obok mnie. Patrzył się na mnie przez dość długi czas… Na oko jakieś 5 sekund. Po chwili pokazał mi 3 palce po czym rozpłynął się w powietrzu. Otarłem oczy ze zdumienia. Nie wiedziałem co się stało. W końcu dotarło do mnie, że przecież siedzę tu z pół godziny. Uznałem, że to przemęczenie. Sięgnąłem po telefon jeszcze raz i zadzwoniłem do redakcyjnego eksperta od ścieżek. Jak wielki był dla mnie szok kiedy po odebraniu telefonu usłyszałem: „Trzy duchy, przyjdą. Duchy torów”. Przypomniałem sobie, że Umbalubamba ostatnio czytał „Opowieść Wigilijną” i pewnie sobie robi żarty. Odłożyłem telefon i wróciłem do biurka.
Gdy tylko usiadłem na swoim niebieskim obrotowym krześle, momentalnie zerwała się potężna ulewa. Była tak duża, że wszystkie ulica momentalnie zmieniły się w błoto i sprawiały wrażenie jakby grząskiej nawierzchni. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Podszedłem, otworzyłem i ujrzałem. Ujrzałem coś dziwnego. Bardzo dziwnego. Flagę Szwecji. Wziąłem ją… bo w sumie czemu nie. Zamknąłem drzwi, odwróciłem się, a nad moim biurkiem widzę jakąś postać. Była jasna, ewidentnie mokra i lekko błotnista. Popatrzyłem na flagę, którą trzymałem w ręce i połączyłem kropki. Pomyślałem sobie: „Przecież tydzień temu jechałem w Szwecji na torze grząskim! To duch przeszłej nawierzchni!”. Duch podszedł do mnie, objął… chyba przyjaźnie. Wydawało mi się, że się uśmiechnął chociaż nie jestem pewien bo nie miał on twarzy. Po chwili wręczył mi kartkę z napisem: „3,3,3,3,3 – 15”. Pewnie sugerował, że jestem siłowcem. Duch się ukłonił i zniknął.
Nie zdążyłem nawet przetrzeć oczu ze zdumienia kiedy nagle na zewnątrz przestało lać, jednak nadal było bardzo pochmurnie a gdzie nie gdzie nieśmiało przebijały się promienie słońca. Wnet napis na kartce, którą wręczył mi duch przeszłej nawierzchni zmienił się na: „0,t,d,u,0 – frajer”. „No menda, no…” – powiedziałem do siebie. Na bank był to duch teraźniejszej nawierzchni. Skąd ten pomysł? Bo tor w moim rodzimym klubie stał się na najbliższe zawody normalny. Nic tak nie denerwuje siłowca jak widok normalnego toru. Pewnie dlatego duch mi się nie pokazał. Wiedział, że się nie polubimy. Momentalnie zmiąłem karteczkę i wyrzuciłem do kosza.
Wydarzyło się dziś tyle dziwnych rzeczy, że nawet nie zaskoczył mnie widok upalnego słońca za oknem. Przecież gdyby nie to, że mamy 24 grudnia to było by to całkiem normalne, prawda? Wtem przede mną stanęła ciemna postać. Wyglądała jak kamień. Nie zdążyłem nawet pomyśleć o tym, że pewnie to następny duch… czekaj, co? Nie ważne. Tak czy tak… Istota ta jedyne co zrobiła to wyciągnęła przed siebie swoją lewą dłoń, pokazała mi swój zegarek i postukała w niego. Chyba zasugerowała sprawdzenie godziny. Spoglądnąłem za godzinę – była 16:00.
Nagle istota zniknęła. Pozostawiła ona więcej pytań niż czegokolwiek innego. Przecież to wszystko było jawnym odwołaniem do „Opowieści Wigilijnej”. Co symbolizowała trzecia zjawa? Przyszłość? No niby powinna, ale jaką? Dlaczego ten duch był z kamienia? Co symbolizował? Co mnie czeka?! Usiadłem na krześle. Stan mojego artykułu nie uległ zmianie… Tytuł – „Opowieść Torowa” i nic więcej… Załamałem się. Deadline już za chwilę… Co ja wyślę do redakcji?! Wywalą mnie? Zwolnią w święta? Gdzie ja teraz znajdę pracę?
Moje rozmyślania nad tym gdzie teraz wysłać swoje CV przerwał dźwięk kalendarza w telefonie: „Hoł, hoł! Wesołych Świąt! A teraz śmigaj na tor! Za chwilę mecz w lidze angielskiej masz! Hoł, hoł!”. Szybko ustawiam sprzęt. Patrzę na nawierzchnię najbliższego meczu. Tor… twardy.